czwartek, 13 września 2012

Część I - 19. dzień kursu

I zaczęła się jesień... Jedna z dwóch najbardziej dobijających mnie pór roku... Szarość, deszcz i zimno. Za jakieś 6-7 miesięcy zacznie się robić normalnie. Zmotywowałam się dzisiaj mimo wszystko do pobudki rano i wszystkich tych codziennych obowiązków. Nawet udało mi się wieczorem poćwiczyć pół godziny. Zawsze coś...

Ale złamałam się co do palenia... Cztery dni poszły na marne. Jedna dobra rzecz to taka, że fajka była okropna i smakowała dokładnie jak te sprzed kilku lat, kiedy zaczynałam. Fuj. Jednak nie ma się co załamywać. Dobrze mi szło do tej pory. Od rana do wyjścia z pracy jest super. Wcale nie pamiętam o paleniu, nie czuję się źle. Najgorzej jest po 17. Wtedy najbardziej chce mi się palić. I wieczorem, kiedy jestem już w domu. Jutro spotykam się ze znajomymi. Będziemy świętować zaliczenie najgorszego egzaminu kumpeli. Nie wiem czy dam radę  nie palić. Ale mocno się postaram. Przez te 4 dni zaoszczędziłam 20 zł, a to przy moim ostatnio skromnym budżecie całkiem niezła kwota. Nie chcę palić i tego się trzymam.

Ok. Koniec już ze złymi wiadomościami. Przejdźmy do czegoś pozytywnego, albo przynajmniej bardziej motywującego niż wyliczanie strat i porażek. Tak więc, dzisiaj znalazłam kilka fajnych kalkulatorów i tabelek, które przedstawiają ile spalamy kalorii podczas treningów i podczas codziennych czynności. Dzięki nim mogę sobie mniej więcej przeliczyć ilość kalorii jaką spalam codziennie i porównać z ilością kalorii, które zjadłam. Takie narzędzia są bardzo pomocne, bo dzięki nim wiem, co jeszcze mogę zmienić i poprawić w codziennym życiu, żeby dograć ilość przyjmowanych i spalanych kalorii. Poniżej zamieszczam linki do kilku stron z tymi kalkulatorami i tabelkami. Może Tobie również się przydadzą :)

www.fit-up.pl

www.zapetytem.pl

www.zdrowie-az.pl

środa, 12 września 2012

Część I - 17. i 18 dzień kursu

Jest dobrze! Wreszcie się uaktywniłam i wszystko idzie całkiem całkiem. Trening i wczoraj, i dzisiaj zaliczony. Stawiam głównie na rowerek. 3 serie po 10 minut. Między seriami rowerka jeszcze 2 razy po 10 minut hula-hopu i trochę brzuszków, przysiadów, skłonów, pompek. Na koniec rozciąganie. Nie korzystam z żadnych materiałów filmowych. Zdaję się na własną wyobraźnię. Teraz liczy się przede wszystkim spalanie tłuszczyku.

Rzucanie palenia też jakoś idzie. Nie powiem żeby było prosto, ale traktuję to bardzo zadaniowo. Jest dookoła mnóstwo pokus. To tzw. pułapki. Już całkiem dobrze sobie z nimi radzę. Gorzej będzie z ludźmi, którzy kojarzą mi się z paleniem. Niestety nie zerwę z nimi kontaktu (to by było straszne). Taka konfrontacja z nimi czeka mnie już w piątek. Ale zrobię wszystko co w mojej mocy żeby wytrzymać. Jeśli dotrwam do niedzieli już będzie naprawdę super.

Byle tak dalej! Ja jestem z siebie dumna... A jak idzie Tobie? Mam nadzieję, że równie dobrze jak mi. Przy takiej motywacji do końca września z moją kondycją może być już naprawdę dobrze:) Życzę udanego wieczoru i ciepło pozdrawiam:*

poniedziałek, 10 września 2012

Część I - od 12. do 16. dnia kursu

News dnia! Rzucam fajki... Wytrzymałam dziś pierwszy dzień. Nie było łatwo. Czuję się zmęczona, zmarnowana i przejedzona (cały czas jestem głodna). Ale wytrzymałam!!! A tyle razy miałam ochotę i okazję zapalić tego dnia... Tym bardziej, że dzień był taki sam jak dni z poprzedniego tygodnia. Miałam już wyrobione pewne zwyczaje, także te związane z paleniem. I te momenty były najgorsze. Ale już postanowione. Nieświadomie, ale ostatecznie wczoraj o godzinie 21.20 (wraz ze zgaszeniem ostatniej fajki) skończyłam palić.

Co do ćwiczeń, zaraz się do nich zabieram. Wreszcie!:) Potrzebuję nowej, silnej motywacji. Wyobraziłam sobie moje idealne życie. Znalazło się w nim między innymi zdrowie, kondycja, wytrzymałość, siła wewnętrzna i zewnętrzna oraz samoakceptacja. Wiem, jak chce się czuć i jak wyglądać. Mam wrażenie, że ostatnio poza tym, że wiele się działo w moim życiu, to trochę poddałam się lenistwu i zaczęłam się sama demotywować jeśli chodzi o treningi. Pozwoliłam sobie na to, żeby życie decydowało za mnie co się będzie działo w kolejnych dniach. I stąd zamiast ćwiczeń, spotkania przy piwku i chipsach. 

Nie ma co oczywiście wpadać w paranoję. To nasze ostatnie ciepłe tygodnie w tym roku. Trzeba z tego korzystać. Tym bardziej jeśli fajni ludzie są dookoła. Ale też nie dobrze jest się w tym zatracać.

Tak więc podsumowując: Wracam do gry! Koniec z obijaniem się. Ćwiczymy do oporu! :D

środa, 5 września 2012

Część I - od 8. do 11 dnia kursu

Jak Ci idzie? Mi średnio. Nadal mam mało czasu na cokolwiek. Powiem szczerze, że odczuwam wyraźny brak bloga w codziennym zabieganym życiu. Motywował mnie od samego początku, a teraz trudno mi znaleźć czas na samo pisanie, nie mówiąc już o codziennych treningach:/

Chciałabym to jakoś wszystko połączyć, ale za bardzo nie mam pomysłu. Gdybym miała kasę, zapisałbym się na siłownię. Wtedy po kupieniu karnetu, prosto z pracy mogłabym pójść poćwiczyć na godzinkę. A tak, po powrocie do domu i zjedzeniu obiadu (mieszkam chwilowo z rodzicami, którzy nie uznają życia bez śniadania i obiadu) zostaje mi godzina, po czym dzwonią znajomi (a wiem, że za miesiąc powyjeżdżają i znowu będziemy się widywać raz na pół roku) i wracam prosto do łóżka. Rano nie mogę się zwlec i koło się zamyka.

Chciałabym żeby doba miała chociaż 3 godziny więcej. Może to jednak po prostu zła organizacja czasu. Ale też nie chcę planować całego tygodnia z góry, bo co to za życie, bez spontaniczności...

Miałam kiedyś w domu swoją prywatną siłownię. Sama ją stworzyłam z różnych sprzętów pozbieranych po znajomych, ale niestety w tym momencie to pomieszczenie jest zajęte i za bardzo nie mam gdzie ponownie jej urządzić. 

Ostatnio trenowałam w niedzielę. Potem znowu zaczął się tydzień i tak jakimś cudem już jest środa...  Jedną formą aktywności w ciągu tych trzech dni było przemieszczanie się na nogach z punktu A do punktu B. Jakby to przeliczyć to dziennie robię jakieś 6 km samego chodzenia do pracy, z pracy i wieczorem. Mało kilometrów i mało intensywnie. Ale przecież nie będę wszędzie biegać, a potem śmierdzieć ludziom...:p

Tak więc mam problem z organizacją dnia. Do tego jeszcze niski (chwilowo) budżet. Jak tę sytuację rozwiązać? Masz może jakiś pomysł? Jak zwiększyć codzienny wysiłek, przy napiętym planie dnia? To pytanie do Was i do mnie. Czas odpowiedzi: do skutku (ale szybko):p

Pozdrawiam i mam nadzieję, że coś mi poradzicie:)

sobota, 1 września 2012

Część I – Czwarty, piąty, szósty i siódmy dzień kursu


Aż wstyd, że dopiero dzisiaj piszę. Niestety obowiązki codzienne wypełniają mi ostatnio cały czas. Sama nie mogę tego jeszcze ogarnąć i w najbliższych tygodniach moja aktywność na blogu ulegnie zmianie. Niestety na gorsze...

Zaniedbałam treningi w tym tygodniu. Rano coraz trudniej mi wstawać żeby ćwiczyć. Uznałam, że przez najbliższy czas, treningi będą się odbywać 4 razy w tygodniu. W weekendy i dwa wieczory w tygodniu. Więcej nie dam rady przeprowadzić.

Plan treningów nie ulega zmianie. Godzinka kardio na trening. Efekty nie będą pewnie aż tak spektakularne, jak się spodziewałam. Ale sądzę, że i tak nie jest źle. Jeśli udałoby mi się zatrzymać tę pracę z pewnością będę mogła opłacić sobie siłownię bądź aerobik i częściej ćwiczyć po pracy. Do tego czasu pozostaję przy ćwiczeniach w domu, takich jak ustaliłam.

Czuję w powietrzu jesień... Zaczyna się robić zimno i ponuro. Trochę mnie to martwi, ale dzięki temu, że większość czasu coś robię, nie poddam się chandrze za szybko!;)


Mam nadzieję, że Twoje treningi idą zgodnie z planem. Ja dzisiaj mój już zaliczyłam i bardzo dobrze się z tym czuję. Wieczorem wybieram się na winko do koleżanki, ale spokojnie, trzymam dietę.

Podsumowując, postaram się pisać i ćwiczyć jak najczęściej. Cieszę się, że odwiedzasz mojego bloga. Mam nadzieję, że motywuje Cię do działania równie mocno jak mnie:)